W swojej praktyce zajmuje się Pan chorymi cierpiącymi na poważne choroby płuc: astmę czy przewlekłą obturacyjną chorobę płuc. Grypa to choroba, która bardziej kojarzy się z leczeniem internistycznym, z czego więc wynika Pana zaangażowanie w Ogólnopolski Program Zwalczania Grypy?
Pulmonologia to też interna. Grypa jest klasyfikowana oficjalnie jako choroba układu oddechowego. Jest to tylko częściowo prawdy, ponieważ wirus grypy rozwija się we wszystkich tkankach i narządach stąd wielonarządowe powikłania. Najczęściej początek choroby wiąże się z układem oddechowym. Z tego układu pochodzą również najczęstsze objawy. Najpoważniejsze następstwa to także następstwa płucne, np. grypowe zapalenie płuc, które jest jedną z najczęstszych przyczyn zgonów przebiegu grypy i jednym z najgroźniejszych powikłań.
Dlaczego zainteresował się Pan pulmonologią?
To był czysty przypadek, że zostałem pulmonologiem. Jako student szukałem koła naukowego, które by mnie zainteresowało i jeden z kolegów powiedział, że jest takie miejsce, gdzie jest ciekawie i można się dobrze bawić. Trafiłem do szpitala klinicznego, gdzie jako studentem bardzo dobrze się mną opiekowano naukowo i dzięki temu miałem już jako student publikacje. Mimo to jednak nie bez perturbacji dostałem tam pracę. To były czasy, gdy było bardzo duże bezrobocie wśród lekarzy, co dziś jest tak naprawdę abstrakcją. I tak zaczęła się przygoda z pulmonologią, a później dostrzegłem jej ogromne zalety, np. że jest bardzo ciekawa i bardzo zróżnicowana: obejmuje zakażenia – choćby grypę, onkologię, choroby przewlekłe, zapalne, choroby śródmiąższowe, gruźlicę.
Dlaczego postanowił Pan zostać członkiem Rady Naukowej Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy?
Od lat edukuję w zakresie chorób układu oddechowego, w moim zakresie zainteresowań klinicznych i edukacyjnych znalazła się grypa. Wcześniej dużo nauczałem na ten temat, prowadziłem szkolenia i wykłady dla lekarzy. Osób, które się tym zajmowały było niewiele, a pochodzili z różnych dziedzin medycyny. Wspólnie postanowiliśmy stworzy Grupę ds. Grypy (bo tak to się początkowo nazywało), a później wykształciła się Rada Naukowa Ogólnopolskiego Programu Zwalczania Grypy.
Czy utkwił Panu w pamięci jakiś szczególny przypadek pacjenta, który trafił do Pańskiego gabinetu w wyniku zachorowania na grypę?
Przypadek mojej koleżanki z klasy licealnej, która była farmaceutką i nie zaszczepiła się przeciw grypie. Spowodowało to, że gdy zachorował rozwinęła się piorunująca postać grypy i koleżanka zmarła. To była pierwsza osoba z klasy, która odeszła. Potem jeszcze jako lekarz widziałem wielu chorych – jedne historie kończyły się szczęśliwie, wtedy kiedy pacjent miał postawioną diagnozę i włączone odpowiednie leczenie, ale i oczywiście byłem świadkiem tragicznych przypadków, kiedy to pacjenci ginęli z powodu grypy z pełną świadomością faktu, że można było temu zapobiec.
Czy zachęca Pan swoich bliskich do sezonowych szczepień przeciw grypie?
Tak oczywiście, ja szczepię się regularnie od wielu lat, również szczepię najbliższych: moją mamę, która ma 84 lata, szczepię moje dzieci i moja żona również się szczepi. Generalnie cała moja rodzina szczepi się od wielu lat z bardzo dobrym skutkiem i dobrymi następstwami. Warto pamiętać, że szczepiąc się jesteśmy chronieni przed grypą, ale i przebieg innymi infekcji jest łagodniejszy. Zwykłe przeziębienia są znacznie łagodniejsze jak się zaszczepimy. Odkąd regularnie się szczepię, nie przypominam sobie, żebym położył się do łóżka z powodu zakażenia układu oddechowego, a przecież mam styczność z zakażonymi pacjentami, więc często zdarza mi się złapać katar.
Szczepienie przeciw grypie nie znajduje się na liście szczepień obowiązkowych Ministerstwa Zdrowia. Czy oznacza to, że grypa nie jest jednak poważną zagrażającą zdrowiu chorobą, czy może to MZ bagatelizuje problem?
Szczepienie przeciw grypie powinno się znaleźć na liście szczepień obowiązkowych w wybranych grupach chorych i wśród personelu medycznego. Jeżeli chodzi o szczepienia ogólnej populacji to szczepienie powinno obejmować jak najszersze grupy – szczególnie dzieci do 5 r.ż. i osoby po 50 roku życia.
Jakie wyzwania stoją przed programem OPZG?
Te same, które stały wcześniej, czyli nieustannie nieść kaganek oświaty do społeczeństwa na temat grypy. Na szczęście nie doszło w ciągu ostatnich 30 lat do pandemii wywołanej przez wirusa wybitnie patogennego, to grypa jest niestety nadal lekceważona. To, że nie wydarzyło to się przez 30 lat, nie oznacza jednak, że jest pandemia nam nie zagraża. W związku z tym nasze zadanie jest takie, żeby nieustannie o tym mówić, zarówno społeczeństwu jak i do personelu medycznego.
Jakie wątpliwości wyrażają pacjenci w przypadku szczepień?
Przede wszystkim posługują się mnóestwem stereotypów: uważają, że szczepionka może szkodzić. Twierdzą, że skoro nie chorują to szczepionka jest im niepotrzebna. Boją się szczepionek. Niestety w ostatnim czasie brak zaufania do medycyny narasta, ruchy „eko” są bardzo silne. W Polsce wzrasta liczba rodziców, którzy odmawiają szczepień dzieci. W 2014 roku było 9000 odmów, natomiast w 2015 roku do września zanotowano już 15 000. To jest następstwo fałszywego przekonania, że zakażenia nas nie dotyczą – „Ja nie choruję”, „Mnie to nie dotyczy”. To jak powiedzieć: „Ja zasadniczo nie wpadam pod samochód”. To jest złudne myślenie, ale bardzo silnie obecne.
Ten sezon jest bardzo ciężki pod względem liczby zgonów i zachorowań. Myśli Pan, że to się przełoży na wyższą wyszczepialność w kolejnym sezonie?
Chciałbym, żeby to się przełożyło, bo jak jest więcej ciężkich zachorowań, hospitalizacji i zgonów, to powinien to być sygnał dla ludzi, że może warto byłoby się zaszczepić. Chciałbym, żeby tego typu ostrzeżenie, które nam daje natura, było poprawnie odczytywane. To są sygnały ostrzegawcze dla nas, że profilaktyka jest kluczowa w prowadzeniu zdrowego życia.
Istnieją przypadki lekarzy, którzy zniechęcają do szczepień. Co zrobić, żeby personel medyczny przedstawiał zalety szczepień, a nie zniechęcał pacjentów?
Przede wszystkim trzeba kolegów edukować, ale merytorycznie. Mówić o wadach szczepień, ale i przede wszystkim wskazywać ich zalety np. że szczepienia są bardzo bezpieczne. Warto uświadamiać lekarzom, że nieprawdziwa informacja przekazana przez nich niesie ze sobą negatywne skutki zdrowotne, ale i jest naganna etycznie; jest błędem w sztuce. Lekarz nie może, jeśli nie ma pewności co do wiedzy, którą ma przekazać, wypowiadać zdań, które są wyrazem jego nieuzasadnionych przekonań. Czasami lepiej powiedzieć: „nie wiem, nie mam takiej kompetencji”, niż wprowadzać pacjenta w błąd. Zupełnie inne znaczenie ma zdanie wypowiedziane przez Panią Kowalską, niż zdanie wypowiedziane przez lekarza. Ludzie na ogół ufają lekarzom. Jeśli wypowiedź zawiera błąd, to ma negatywne konsekwencje dla ludzkiego życia i zdrowia. Lekarze zapominają o tym, że nie muszą się na wszystkim znać a skończenie studiów medycznych samo w sobie nie zwiększa liczby szarych komórek w głowie. Każdy lekarz musi zadbać o to, żeby przyswajać jak najwięcej wiedzy, dzięki czemu uniknie wprowadzania pacjentów w błąd.