Jakie grupy pacjentów, niezależnie od wieku, są bardziej narażone na powikłania choroby COVID-19? Czy mężczyźni chorują częściej i ciężej? Jak duży jest potencjał zakaźny koronawirusa SARS-CoV-2? – na te i inne pytania w rozmowie z „Pulsem Medycyny” odpowiada prof. dr hab. n. med. Jacek Wysocki, specjalista chorób zakaźnych, pediatra, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Na cięższy przebieg choroby COVID-19, wywołanej koronawirusem SARS-CoV-2, najbardziej narażeni są pacjenci z grup podwyższonego ryzyka. Do jakich schorzeń, stanów klinicznych odnosi się to sformułowanie?
Dla każdej choroby zakaźnej próbuje ustalić się, czy są jakieś szczególne grupy osób, pacjentów bardziej wrażliwych na to zakażenie oraz jego ciężki przebieg. W przypadku zakażenia SARS-CoV-2 już teraz widać wyraźnie, że pewne takie korelacje istnieją. Pierwsze, co zauważono, to wyraźne powiązanie z wiekiem. Analizując przypadki zachorowań z Chin, a zawłaszcza z Włoch widać wyraźnie, że ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 i ryzyko zgonu jest istotnie wyższe u osób starszych. Ta zależność staje się widoczna już po 60. roku życia, natomiast u pacjentów po 80. roku życia śmiertelność w wyniku powikłań COVID-19 wynosi ok. 15 proc.
Czyli sam wiek jest już istotnym czynnikiem obciążającym?
Tutaj znaczenie najpewniej mają dwa czynniki jednocześnie. Z jednej strony, w prostej analizie demograficznej wyraźnie widać, że wiek jest czynnikiem ryzyka cięższego przebiegu zakażenia, ale z drugiej strony: każdy lekarz praktyk wie, że 80-latek to nie jest człowiek zdrowy. U pacjenta w takim wieku występuje zwykle wiele problemów zdrowotnych, w odniesieniu do których często używa się sformułowania „wielochorobowość”. Taki pacjent ma rozpoznanych kilka chorób, które się skutecznie leczy, co pozwala mu normalnie funkcjonować i żyć. Ale w momencie zakażenia wielochorobowość mocno dodatkowo takiego pacjenta obciąża.
Jakie schorzenia sprawiają, że pacjent – niezależnie od wieku – jest bardziej narażony na powikłania choroby COVID-19?
Wskazuje się m.in. na choroby, które mogą upośledzać układ immunologiczny. Są to schorzenia związane z niedoborami odporności, uszkodzeniami limfocytów, z niedoborami przeciwciał. W grę wchodzi także dużo chorób, które atakują organizm w różnych miejscach. Są to np. choroby tkanki łącznej, jak reumatoidalne zapalenie stawów czy choroby o podłożu autoimmunologicznym. U tych pacjentów układ odpornościowy pracuje w sposób zaburzony i to może ich obciążać. Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że w terapii chorób z autoagresji stosuje się różnego rodzaju leki, które dla spowolnienia choroby zasadniczej obniżają sprawność układu odpornościowego. Krótko mówiąc chodzi o to, żeby nieprawidłowo działający układ odpornościowy nie niszczył własnych tkanek, narządów. Aby ten efekt osiągnąć, używa się leków immunosupresyjnych, immunomodulujących. Z jednej strony ratują zdrowie i życie, bo są skuteczne w chorobie zasadniczej, ale skutkiem ubocznym ich działania jest osłabienie mechanizmów obronnych organizmu w przypadku zakażenia.
Wirus SARS-CoV-2 jest bardziej niebezpieczny także dla pacjentów onkologicznych, którzy na skutek wyniszczenia organizmu, zaawansowania choroby nowotworowej mogą być bardziej na to zakażenie podatni i mogą ciężej chorować. Trzeba też pamiętać, że w tej grupie chorych dodatkowym czynnikiem obciążającym organizm jest stosowanie leków cytostatycznych, które nie są obojętne dla układu odpornościowego.
Próbując zdefiniować, które grupy pacjentów są bardziej narażone na ciężki przebieg COVID-19 trzeba powiedzieć także o cukrzycy.
COVID-19 to choroba, która uderza w płuca. Czy w związku z tym na powikłania bardziej są narażeni też pacjenci z przewlekłymi chorobami układu oddechowego, np. astmą, POChP?
Wydaje się, że u tych chorych zakażenie może mieć cięższy przebieg, gdyż jest już udokumentowane, że nowy koronawirus niszczy tkankę płucną, uszkadza pęcherzyki płucne. To może być szczególnie groźne dla pacjentów z POChP, którzy z powodu tej choroby mają uszkodzenie układu oddechowego. Ich rezerwy są znacznie mniejsze. Do grupy pacjentów z pierwotnym uszkodzeniem płuc zaliczają się także nałogowi palacze. I dlatego osoby uzależnione od tytoniu, ale także używające tzw. e-papierosów, są bardziej narażone na cięższy przebieg zakażenia SARS-CoV-2.
Podaje się, że jedna osoba z SARS-CoV-2 zakaża statystycznie 2-2,5-osoby. Dla porównania: jeden chory na odrę może zarazić aż 17 innych osób. Wydaje się więc, że potencjał zakaźny nowego koronawirusa nie jest szczególnie duży?
Patrząc na sposób szerzenia się SARS-CoV-2, można mieć wątpliwości, czy to jest faktycznie 2-2,5, czy jednak nie więcej. Porównując potencjał zakaźny nowego koronawirusa i odry, musimy wziąć poprawkę na fakt, że przeciwko odrze uodporniona jest większość populacji. Mamy szczepienia ochronne, są roczniki, które tę chorobę przechorowały i zyskały trwałą odporność. I było to widać podczas ubiegłorocznej epidemii odry. Chorowały tylko dzieci i młodzież, które nie były zaszczepione. Natomiast ten pandemiczny typ koronawirusa jest nowy dla nas wszystkich. Jesteśmy populacją, o której się mówi, że jest immunologicznie naiwna. I stąd obawa, że choć współczynnik rozprzestrzeniania SARS-CoV-2 nie jest szczególnie wysoki, to wirus zakaża każdego, kto się z nim zetknie.
A może być tak, że gdy ktoś ma silny układ odpornościowy, jest osobą zdrową, to nie zachoruje mimo ekspozycji na koronawirusa?
Na to pytanie nie można odpowiedzieć, bo dopiero uczymy się tego wirusa, poszerzamy zasoby wiedzy na jego temat. Już teraz widać wyraźnie, że osoby młode generalnie dobrze sobie z tym zakażeniem radzą. Nawet, gdy mają gorączkę, bóle mięśniowe i się gorzej czują, to po kilku dniach wracają do formy. To jest bardzo pomyślny przebieg zakażenia. To, czego boimy się najbardziej, to uszkodzenie płuc w przebiegu choroby.
Jeżeli jesteśmy przeziębieni, to czy jesteśmy bardziej podatni na zakażenie SARS-CoV-2? Może być tak, że jedna infekcja utoruje drogę kolejnej?
Dla koronawirusa tego na razie nie wykazano. Inaczej jest w przypadku np. grypy. Po grypie zwiększa się bowiem podatność na zakażenie pneumokokami. Dzieje się tak, gdyż wirus uszkadza nabłonek dróg oddechowych, odsłania go i ułatwia inwazję bakterii. Dla koronawirusa SARS-CoV-2 takich zjawisk na razie nie opisano. Wiemy natomiast coś innego, mianowicie pojawiły się doniesienia, że osoby niewyspane, zmęczone, przepracowane są grupą bardziej podatną na zakażenie. Jeszcze w trakcie trwania epidemii w Chinach płynęły stamtąd zalecenia, by unikać osłabiania organizmu, dbać o wypoczynek, wysypiać się. To mogą być czynniki decydujące, czy u kogoś rozwinie się zakażenie, czy nie.
Krajowy Instytut Zdrowia we Włoszech poinformował, że COVID-19 częściej kończył się zgonem w przypadku mężczyzn (70 proc. przypadków). Z kolei z analizy chińskich naukowców, którzy przeanalizowali 171 udokumentowanych przypadków zakażenia u dzieci, wynika, że 61 proc. pacjentów pediatrycznych stanowili chłopcy. Czy te doniesienia mogą sugerować, że płeć męska jest czynnikiem obciążającym? Dlaczego tak się może dziać?
Na te proste analizy demograficzne należy patrzeć z dużą ostrożnością. Czy płeć była jedynym czynnikiem różnicującym pomiędzy chorymi, którzy przeżyli, i chorymi, którzy umarli? Wiemy, że niektóre choroby przewlekłe występują częściej u mężczyzn. Można wziąć przykład POChP. Aby móc stwierdzić istotną różnicę w śmiertelności lub zachorowalności, trzeba w analizie uwzględnić pewne zasady epidemiologiczne, a dzisiaj w obliczu epidemii wiele porównań wykonują osoby bez przygotowania zawodowego. W pediatrii wiemy także, że na niektóre choroby podatność chłopców jest większa. Ogólnie rodzi się nieco więcej chłopców niż dziewczynek – ta przewaga wynosi ok. 5 proc. W wieku ok. 40 lat proporcje się wyrównują, ale to oznacza że mężczyzn ubywa w trochę szybszym tempie.
Ewa Kurzyńska